Post: #1
23-latka w 7. miesiącu ciąży dostała zastrzyk, który spowodował śmierć dziecka.
![[Obrazek: 6c9f91d4bcde2a7emed.jpg]](http://images61.fotosik.pl/218/6c9f91d4bcde2a7emed.jpg)
Gdyby nie polityka jednego dziecka, Chińczyków byłoby dziś o 400 milionów więcej. Jednak wprowadzone przez komunistyczne władze restrykcje przyczyniły się do regularnego łamania praw człowieka, w tym przymusowych aborcji i sterylizacji. Teraz Pekin zapowiada liberalizację polityki demograficznej. Czy dla mieszkańców kraju oznacza to kolejny baby boom i rozwiązanie nabrzmiewających problemów?
Zdjęcie leżącej w szpitalnym łóżku Feng Jianmei i jej martwego dziecka obiegło i zszokowało świat latem 2012 roku. 23-latka z prowincji Shaanxi została siłą zmuszona do aborcji siedmiomiesięcznego płodu, bo nie była w stanie zapłacić 40 tysięcy juanów grzywny (około 20 tysięcy złotych) za zajście w drugą ciążę. Zabieg został przeprowadzony nawet wbrew obowiązującemu w Chinach prawu, które dopuszcza przerwanie ciąży do szóstego miesiąca. Gdy żarzące się emocje nieco ostygły, zarówno w Chinach, jak i na arenie międzynarodowej, rozpętała się dyskusja nad przyszłością i skutkami tzw. polityki jednego dziecka, która obowiązuje w najludniejszym kraju świata od 1979 roku.
Obecnie władze zapowiadają jej liberalizację. Nowe, znacznie łagodniejsze zasady, mają zostać wprowadzone już w 2014 roku. Czy dla mieszkańców kraju oznacza to kolejny baby boom i rozwiązanie nabrzmiewających problemów: starzenia się społeczeństwa i jego maskulinizacji, powiększającej się wyrwy na rynku pracy, łamania praw człowieka, w tym przymusowych aborcji i sterylizacji?
Z głębokiej wody na mieliznę
"Im jest nas więcej, tym jesteśmy silniejsi" - mawiał towarzysz Mao Zedong, ojciec komunistycznych Chin. Marzenia o przywróceniu Państwu Środka statusu światowego mocarstwa oparł m.in. na filarze polityki prorodzinnej. Wraz z partyjną wierchuszką i zastępami biurokratów zachęcał lud do masowej reprodukcji, nie tylko metodami miękkimi, jak kampanie społeczne wzywające kobiety do wydawania na świat potomstwa, które będzie pracowało ku sile i chwale ojczyzny, ale również poprzez wprowadzenie zakazu stosowania antykoncepcji i przeprowadzania aborcji.
Środki te wydawały się w pełni uzasadnione, bo w 1949 roku, gdy Mao Zedong przejmował władzę w kraju, śmierć zbierała olbrzymie żniwo wśród noworodków i niemowląt (227 na 1000 urodzeń), a statystyczny obywatel nowo powstałej Chińskiej Republiki Ludowej nie dożywał czterdziestki.
Efekt był piorunujący: w czasie rządów Mao (1949-1976) populacja kraju zwiększyła się o ponad połowę - z 540 do 940 milionów, a przeciętna Chinka rodziła sześcioro dzieci. - Moja matka posłusznie wydała na świat pięcioro dzieci. Nasza sąsiadka, pani Wang, urodziła ich jedenaścioro, (przez co) została przez lokalne władze ochrzczona mianem "Bohaterskiej Matki" i otrzymała przypinkę w postaci wielkiej czerwonej róży - wspomina na łamach "The Guardian" Ma Jian, pochodząca z Chin publicystka i pisarka.
Jednak na początku lat 70. okazało się, że zamiast na głębokie wody światowej dominacji "Wielki Sternik" wyprowadził swój naród na mieliznę: rosła konkurencja w dostępie do podstawowych dóbr i usług, a liczba ludności zwiększała się znacznie szybciej niż produkcja żywności. Widmo wielkiego głodu znów zajrzało Chińczykom w oczy.
By nie dopuścić do kolejnej tragedii, już w 1971 roku władze w Pekinie wykonały zwrot o 180 stopni, inicjując kampanię społeczną "Później, Dłużej, Mniej", czyli zachęcając obywateli w wieku produkcyjnym do odkładania w czasie małżeństwa, zwiększania odstępów między narodzinami kolejnych dzieci i zmniejszenie ich liczby. Choć już wtedy wskaźniki związane z przyrostem naturalnym i dzietnością pikowały (dzietność kobiet spadła z sześciu do niespełna trzech), środki te okazały się niewystarczające.
Półtora roku po śmierci Mao jego następca Deng Xiaoping obrał nowy kurs zarówno w polityce wewnętrznej (w postaci reform gospodarczych i modernizacji kraju), jak i międzynarodowej (otwarcie na świat). Chińscy technokraci przekonali nowego przywódcę, że planowanego przezeń rozwoju gospodarczego nie da się osiągnąć w przeludnionym państwie. Deng podjął więc decyzję o wprowadzeniu bardziej zdecydowanych środków kontroli przyrostu demograficznego. Tak zrodziła się polityka jednego dziecka, oficjalnie zwana polityką planowania rodziny, która na ponad 30 lat zapanowała w Chinach.
źródło: wp.pl
![[Obrazek: 6c9f91d4bcde2a7emed.jpg]](http://images61.fotosik.pl/218/6c9f91d4bcde2a7emed.jpg)
Gdyby nie polityka jednego dziecka, Chińczyków byłoby dziś o 400 milionów więcej. Jednak wprowadzone przez komunistyczne władze restrykcje przyczyniły się do regularnego łamania praw człowieka, w tym przymusowych aborcji i sterylizacji. Teraz Pekin zapowiada liberalizację polityki demograficznej. Czy dla mieszkańców kraju oznacza to kolejny baby boom i rozwiązanie nabrzmiewających problemów?
Zdjęcie leżącej w szpitalnym łóżku Feng Jianmei i jej martwego dziecka obiegło i zszokowało świat latem 2012 roku. 23-latka z prowincji Shaanxi została siłą zmuszona do aborcji siedmiomiesięcznego płodu, bo nie była w stanie zapłacić 40 tysięcy juanów grzywny (około 20 tysięcy złotych) za zajście w drugą ciążę. Zabieg został przeprowadzony nawet wbrew obowiązującemu w Chinach prawu, które dopuszcza przerwanie ciąży do szóstego miesiąca. Gdy żarzące się emocje nieco ostygły, zarówno w Chinach, jak i na arenie międzynarodowej, rozpętała się dyskusja nad przyszłością i skutkami tzw. polityki jednego dziecka, która obowiązuje w najludniejszym kraju świata od 1979 roku.
Obecnie władze zapowiadają jej liberalizację. Nowe, znacznie łagodniejsze zasady, mają zostać wprowadzone już w 2014 roku. Czy dla mieszkańców kraju oznacza to kolejny baby boom i rozwiązanie nabrzmiewających problemów: starzenia się społeczeństwa i jego maskulinizacji, powiększającej się wyrwy na rynku pracy, łamania praw człowieka, w tym przymusowych aborcji i sterylizacji?
Z głębokiej wody na mieliznę
"Im jest nas więcej, tym jesteśmy silniejsi" - mawiał towarzysz Mao Zedong, ojciec komunistycznych Chin. Marzenia o przywróceniu Państwu Środka statusu światowego mocarstwa oparł m.in. na filarze polityki prorodzinnej. Wraz z partyjną wierchuszką i zastępami biurokratów zachęcał lud do masowej reprodukcji, nie tylko metodami miękkimi, jak kampanie społeczne wzywające kobiety do wydawania na świat potomstwa, które będzie pracowało ku sile i chwale ojczyzny, ale również poprzez wprowadzenie zakazu stosowania antykoncepcji i przeprowadzania aborcji.
Środki te wydawały się w pełni uzasadnione, bo w 1949 roku, gdy Mao Zedong przejmował władzę w kraju, śmierć zbierała olbrzymie żniwo wśród noworodków i niemowląt (227 na 1000 urodzeń), a statystyczny obywatel nowo powstałej Chińskiej Republiki Ludowej nie dożywał czterdziestki.
Efekt był piorunujący: w czasie rządów Mao (1949-1976) populacja kraju zwiększyła się o ponad połowę - z 540 do 940 milionów, a przeciętna Chinka rodziła sześcioro dzieci. - Moja matka posłusznie wydała na świat pięcioro dzieci. Nasza sąsiadka, pani Wang, urodziła ich jedenaścioro, (przez co) została przez lokalne władze ochrzczona mianem "Bohaterskiej Matki" i otrzymała przypinkę w postaci wielkiej czerwonej róży - wspomina na łamach "The Guardian" Ma Jian, pochodząca z Chin publicystka i pisarka.
Jednak na początku lat 70. okazało się, że zamiast na głębokie wody światowej dominacji "Wielki Sternik" wyprowadził swój naród na mieliznę: rosła konkurencja w dostępie do podstawowych dóbr i usług, a liczba ludności zwiększała się znacznie szybciej niż produkcja żywności. Widmo wielkiego głodu znów zajrzało Chińczykom w oczy.
By nie dopuścić do kolejnej tragedii, już w 1971 roku władze w Pekinie wykonały zwrot o 180 stopni, inicjując kampanię społeczną "Później, Dłużej, Mniej", czyli zachęcając obywateli w wieku produkcyjnym do odkładania w czasie małżeństwa, zwiększania odstępów między narodzinami kolejnych dzieci i zmniejszenie ich liczby. Choć już wtedy wskaźniki związane z przyrostem naturalnym i dzietnością pikowały (dzietność kobiet spadła z sześciu do niespełna trzech), środki te okazały się niewystarczające.
Półtora roku po śmierci Mao jego następca Deng Xiaoping obrał nowy kurs zarówno w polityce wewnętrznej (w postaci reform gospodarczych i modernizacji kraju), jak i międzynarodowej (otwarcie na świat). Chińscy technokraci przekonali nowego przywódcę, że planowanego przezeń rozwoju gospodarczego nie da się osiągnąć w przeludnionym państwie. Deng podjął więc decyzję o wprowadzeniu bardziej zdecydowanych środków kontroli przyrostu demograficznego. Tak zrodziła się polityka jednego dziecka, oficjalnie zwana polityką planowania rodziny, która na ponad 30 lat zapanowała w Chinach.
źródło: wp.pl