Post: #1990
Do odświeżenia tego wątku zinspirował mnie post iberte na temacie, piękni, głupi, brzydcy i mądrzy.
Od lat w polskim społeczeństwie króluje mit slonskiego raju za Gierka.
Lepsze zarobki, pełne półki i dolce vita.
Jak się ten mit wykształtował?
Już w latach 60-tych, oraz potem 70-tych werbownicy z kopalń jeździli po całej Polsce i zapewniali młodych ludzi, że przewiozą ich do raju, gdzie otrzymają wszystko. No więc chłopy z całej Polski B wyjeźdżały na slonski Klondike - przyjeżdżali z kartonem przepasanym sznurkiem i trafiali do miasta, gdzie była masa zieleni, szerokie czteropasmowe ulice i szerokie trotuary. Trafiali do miejsca gdzie nocą było jasno - oświetlenie uliczne funkcjonowało, były kina, teatr, restauracje, kawiarnie i bary, oraz sklepy, gdzie było "wszystko".
Większość z tych osób nie widzała wcześniej w życiu sklepu rybnego, księgarni, sklepu z meblami, sklepu z butami, czy sklepu ze szkłem. To był dla nich szok kulturowy.
Na pierwsze odwiedziny do rodziny wracali już z "elegancką" walizką i opowiadali o wspaniałym slonskim świecie gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem, a gawiedź w centralnej Polsce te bajki łykała jak foka śledzie.
Kiedy ja jeździłem po Polsce, to nie zauważałem różnicy w zaopatrzeniu polskich sklepów od slonskich sklepów.
Jedyna różnica polegała na tym, że w księgarniach w małych polskich miasteczkach można było zakupić książki i płyty, których nie zdążyło się nabyć w slonskich aglomeracjach - wyjaśnienie dla młodych - w tamych czasach nie robiło się nowych nadładów. Albo zdobyłeś i miałeś, albo musiałeś pożyczać.
Od lat w polskim społeczeństwie króluje mit slonskiego raju za Gierka.
Lepsze zarobki, pełne półki i dolce vita.
Jak się ten mit wykształtował?
Już w latach 60-tych, oraz potem 70-tych werbownicy z kopalń jeździli po całej Polsce i zapewniali młodych ludzi, że przewiozą ich do raju, gdzie otrzymają wszystko. No więc chłopy z całej Polski B wyjeźdżały na slonski Klondike - przyjeżdżali z kartonem przepasanym sznurkiem i trafiali do miasta, gdzie była masa zieleni, szerokie czteropasmowe ulice i szerokie trotuary. Trafiali do miejsca gdzie nocą było jasno - oświetlenie uliczne funkcjonowało, były kina, teatr, restauracje, kawiarnie i bary, oraz sklepy, gdzie było "wszystko".
Większość z tych osób nie widzała wcześniej w życiu sklepu rybnego, księgarni, sklepu z meblami, sklepu z butami, czy sklepu ze szkłem. To był dla nich szok kulturowy.
Na pierwsze odwiedziny do rodziny wracali już z "elegancką" walizką i opowiadali o wspaniałym slonskim świecie gdzie wszystkiego jest pod dostatkiem, a gawiedź w centralnej Polsce te bajki łykała jak foka śledzie.
Kiedy ja jeździłem po Polsce, to nie zauważałem różnicy w zaopatrzeniu polskich sklepów od slonskich sklepów.
Jedyna różnica polegała na tym, że w księgarniach w małych polskich miasteczkach można było zakupić książki i płyty, których nie zdążyło się nabyć w slonskich aglomeracjach - wyjaśnienie dla młodych - w tamych czasach nie robiło się nowych nadładów. Albo zdobyłeś i miałeś, albo musiałeś pożyczać.