Post: #81
Ferdydurke,
piszesz o swoim nieformalnym zwiazku natomiast Diego9 o mężu.
Rozumiem, ze mogles czuc sie niekomfortowo w tym zwiazku probujac dotrzymac kroku kobiecie, ktorej finansowo nie dorastales do piet (przepraszam za to okreslenie).
Rozstaliscie sie bez wiekszych formalnosci.
Jednak rozejscie sie małzenstwa to troche inny kaliber a jezeli zwiazek jest szczesliwy to bzdura bylo by go konczyc, bo żona zarabia wiecej niz mąż.
Ja rozpatruje zarobki malzonkow jako calosc.
Im lepiej ktos zarabia tym lepiej tez dla ogolu.
A tak swoja droga uwazam, ze wychodzenie z zalozenia, ze mezczyzna powinien zarabiac wiecej niz kobieta to poglad raczej archaiczny.
Z podobnym pogladem zetknalem sie chyba z 40 lat temu w wiosce moich Rodzicow.
Byla tam panna, madra i zdolna ale .... powiedzmy... nie za bardzo urodziwa.
Skonczyla studia, znalazla sobie dobrze platna prace, awansowala, tylko z mezczyznami jakos nie miala szczescia.
Az pewnego dnia znalazl sie kandydat, ktory sie w niej zakochal i co wiecej... poprosil o jej reke.
A ona sie zgodzila.
We wsi zawrzalo, bo kawaler byl mezczyzna z zawodowym wyksztalceniem, pracujaca w warsztacie samochodowym.
Mezalians.
Jednak kobieta nie dala sie odwiesc od swego zamiaru i malzenstwo doszlo do skutku.
Pozniej przyszlo dziecko, potem drugie.... Zyli sobie spokojnie bez sensacji i rewelacji nawet jezeli ona raczej na pewno zarabiala wiecej niz on.
Dzisiaj psa z kulawa noga nie interesuje kto ile zarabia i co sasiedzi sadza o naszym zwiazku.
Ale wtedy to byla glosna historia. Tylko, ze mialo to miejsce 40 lat temu.
Troche mnie zaskoczyl Twoj poglad, ktory dla mnie jest pogladem z minionej epoki
piszesz o swoim nieformalnym zwiazku natomiast Diego9 o mężu.
Rozumiem, ze mogles czuc sie niekomfortowo w tym zwiazku probujac dotrzymac kroku kobiecie, ktorej finansowo nie dorastales do piet (przepraszam za to okreslenie).
Rozstaliscie sie bez wiekszych formalnosci.
Jednak rozejscie sie małzenstwa to troche inny kaliber a jezeli zwiazek jest szczesliwy to bzdura bylo by go konczyc, bo żona zarabia wiecej niz mąż.
Ja rozpatruje zarobki malzonkow jako calosc.
Im lepiej ktos zarabia tym lepiej tez dla ogolu.
A tak swoja droga uwazam, ze wychodzenie z zalozenia, ze mezczyzna powinien zarabiac wiecej niz kobieta to poglad raczej archaiczny.
Z podobnym pogladem zetknalem sie chyba z 40 lat temu w wiosce moich Rodzicow.
Byla tam panna, madra i zdolna ale .... powiedzmy... nie za bardzo urodziwa.
Skonczyla studia, znalazla sobie dobrze platna prace, awansowala, tylko z mezczyznami jakos nie miala szczescia.
Az pewnego dnia znalazl sie kandydat, ktory sie w niej zakochal i co wiecej... poprosil o jej reke.
A ona sie zgodzila.
We wsi zawrzalo, bo kawaler byl mezczyzna z zawodowym wyksztalceniem, pracujaca w warsztacie samochodowym.
Mezalians.
Jednak kobieta nie dala sie odwiesc od swego zamiaru i malzenstwo doszlo do skutku.
Pozniej przyszlo dziecko, potem drugie.... Zyli sobie spokojnie bez sensacji i rewelacji nawet jezeli ona raczej na pewno zarabiala wiecej niz on.
Dzisiaj psa z kulawa noga nie interesuje kto ile zarabia i co sasiedzi sadza o naszym zwiazku.
Ale wtedy to byla glosna historia. Tylko, ze mialo to miejsce 40 lat temu.
Troche mnie zaskoczyl Twoj poglad, ktory dla mnie jest pogladem z minionej epoki